Złom M21W2, pechowa i niedoceniona.
: 2016-11-12, 19:42
Witam.
Dziś pochwalę się moim "projektem", a mianowicie odbudową WSK która to była w mojej rodzinie od początku swego istnienia. A wszystko zaczęło się w roku 1975 kiedy to jeden z członków mojej rodziny, nie mogąc nabyć wymarzonej CZ lub Jawy, nabył drogą przypadku Garbuskę. Motocykl nie był spełnieniem jego ambicji, więc szybko zmienił właściciela na brata powyższego Pana, a że i ten nie miał zapału do "czwórki" znów poszła ona w inne ręce. Ilu jeźdźców męczyło maszynę teraz już nikt nie pamięta, nikt też nie zagrzał dłużej siedzenia w poczciwej Wiesi. Koniec końców trafiła ona do mego domu aby zająć miejsce w garażu obok paru innych sprzętów. Lata mijały, weterani "wyrośli" z jednośladów, a motocykl znalazł nowego właściciela w postaci mojego brata. On jednakże również nie miał zapału do nawijania kilometrów, miał za to smykałkę do interesów, przez co motor przeszedł kurację odchudzającą polegającą na sprzedaniu wszystkiego co się dało, a co się nie dało zostało wrzucone w kąt, przywalone stertą rupieci i złomu i tak sobie rdzewiało radośnie. W międzyczasie u mnie ujawnił się instynkt jednośladu, dokument zrobiłem, nieco motorków przeszedłem i tak sobie radośnie przemierzałem asfalt. Aż dnia pięknego i słonecznego pomagając przy porządkach w domu rodzinnym odnalazłem zmęczone zwłoki w postaci ramy (gołej jak ją spawacz stworzył ) i dwóch plastikowych boczków z dumnymi cyframi 175. W pierwszym szale nabyłem masę części z których można by złożyć ze 4 takie maszyny, lakiernicy tokarze i inni mechanicy byli nękani aby wykonać to czy tamto, a szacowne grono byłych użytkowników pukało się w czoło na co mi ten rupieć, i wspominało jak to sie za młodu śmigało na WSK podrywając ładne dziewczyny. I tu nastąpił poważny zgrzyt albowiem okazało się że motór nie wróci na drogi ze względów formalnych, maszyna po raz kolejny poszła w odstawkę a części powędrowały do bardziej potrzebujących. I tak skończyłaby w hucie gdyby nie stara fotografia na której widniały numery rejestracyjne,a niewiele później sama tablica się odnalazła. To był nowy impuls który zapoczątkował kolejny rozdział w jej życiu.
Na chwilę obecną Wiesia to rama z wahaczem,błotniki, zbiornik garbaty, silnik W2 którego dawcą była Gazela i kilka kartonów drobnicy wszelakiej maści z których pewnie połowa nadaję się na złom. Oraz dokumentacja o którą "walczę" z urzędem, choć mam już potwierdzenie słowne, że ślad pozostał po niej. Mam ambitny plan by w przyszłym roku wyjechać nią na asfalt.
Dziś pochwalę się moim "projektem", a mianowicie odbudową WSK która to była w mojej rodzinie od początku swego istnienia. A wszystko zaczęło się w roku 1975 kiedy to jeden z członków mojej rodziny, nie mogąc nabyć wymarzonej CZ lub Jawy, nabył drogą przypadku Garbuskę. Motocykl nie był spełnieniem jego ambicji, więc szybko zmienił właściciela na brata powyższego Pana, a że i ten nie miał zapału do "czwórki" znów poszła ona w inne ręce. Ilu jeźdźców męczyło maszynę teraz już nikt nie pamięta, nikt też nie zagrzał dłużej siedzenia w poczciwej Wiesi. Koniec końców trafiła ona do mego domu aby zająć miejsce w garażu obok paru innych sprzętów. Lata mijały, weterani "wyrośli" z jednośladów, a motocykl znalazł nowego właściciela w postaci mojego brata. On jednakże również nie miał zapału do nawijania kilometrów, miał za to smykałkę do interesów, przez co motor przeszedł kurację odchudzającą polegającą na sprzedaniu wszystkiego co się dało, a co się nie dało zostało wrzucone w kąt, przywalone stertą rupieci i złomu i tak sobie rdzewiało radośnie. W międzyczasie u mnie ujawnił się instynkt jednośladu, dokument zrobiłem, nieco motorków przeszedłem i tak sobie radośnie przemierzałem asfalt. Aż dnia pięknego i słonecznego pomagając przy porządkach w domu rodzinnym odnalazłem zmęczone zwłoki w postaci ramy (gołej jak ją spawacz stworzył ) i dwóch plastikowych boczków z dumnymi cyframi 175. W pierwszym szale nabyłem masę części z których można by złożyć ze 4 takie maszyny, lakiernicy tokarze i inni mechanicy byli nękani aby wykonać to czy tamto, a szacowne grono byłych użytkowników pukało się w czoło na co mi ten rupieć, i wspominało jak to sie za młodu śmigało na WSK podrywając ładne dziewczyny. I tu nastąpił poważny zgrzyt albowiem okazało się że motór nie wróci na drogi ze względów formalnych, maszyna po raz kolejny poszła w odstawkę a części powędrowały do bardziej potrzebujących. I tak skończyłaby w hucie gdyby nie stara fotografia na której widniały numery rejestracyjne,a niewiele później sama tablica się odnalazła. To był nowy impuls który zapoczątkował kolejny rozdział w jej życiu.
Na chwilę obecną Wiesia to rama z wahaczem,błotniki, zbiornik garbaty, silnik W2 którego dawcą była Gazela i kilka kartonów drobnicy wszelakiej maści z których pewnie połowa nadaję się na złom. Oraz dokumentacja o którą "walczę" z urzędem, choć mam już potwierdzenie słowne, że ślad pozostał po niej. Mam ambitny plan by w przyszłym roku wyjechać nią na asfalt.