Nie miałem tego na myśli Kantar i wujcio. Podejrzewam, że WSK zostałaby przejęta przez jakiś koncern (jeżeli przeniosłaby się do Bydgoszczy, wtedy przejąłby ją ten sam koncern co Rometa).
Aczkolwiek to tylko wywody, nigdy nie będziemy wiedzieć "co by było gdyby". WSK pod koniec produkcji wypuszczała tylko maxymalnie utechnologicznione modele B3 - podstawowy i Kosa. Jeżeli tego drugiego jeszcze można "przełknąć", to podstawowa wersja B3 z jednym uchwytem silnika z przodu, z, nie ma co ukrywać, bardzo przestarzałym silnikiem i innymi zmianami mającymi jak najbardziej zmniejszyć koszt produkcji - nie była pojazdem, który w jakikolwiek sposób mógł przetrwać na wolnym rynku; oczywiście, zakładając że WSK przetrwała do końca PRL-u.
Na całą tę sytuację mam taki pogląd, że władze, które wpływały na wszystko w kraju, miały "obustronne" działanie: zakazywały rozwijać się fabryce, wypuszczać modele, których produkcja była droższa niźli podstawowych modeli - B3 - bo fabryka istniała tylko po to, żeby "lud" miał się czymś poruszać: pojazd miał być prosty w obsłudze, tani, w miarę mobilny i dający sobie radę w każdych warunkach.
Jednocześnie władza... utrzymywała fabrykę przy życiu, jeśli można użyć takiej przenośni. Wg. mnie WSK zaczęła umierać kiedy odrzucono produkcję pojazdów z silnikami z rodziny 3.40. Może jeśli wprowadziliby wtedy te pojazdy, jeśli fabryka przetrwała do 1990 roku... MOŻE wtedy jeździlibyśmy WSK. Ale produkcja tych "nowoczesnych", co ma znaczyć trzymających ówczesne trendy, maszyn - była zbyt droga!
Czemu władza utrzymywała fabrykę "przy życiu"? Zadam pytanie: gdybyście mieli do wyboru kupić nową B3 lub nową Yamahą - co byście wybrali? Wolny rynek szybko wyeliminowałby najsłabszych. Dlatego i tak - wcześnie, czy później - WSK była skazana z powodu braku rozwoju na zamknięcie.
Przepraszam za lekko nielogiczne niektóre zdania, ale wiecie - 1 styczeń

.