AndrzejJ pisze:Toć dokumenty masz, zarejestrowane, przebij numery tak jak było i heja.
btw. Według mnie koło siedzi w ramie- ale to może tylko na zdjęciu.
jasiu pisze:... troszkę niewyraźny ten numer masz na tej ramie, proponuję ci go poprawić. Jak nie jesteś w stanie go odczytać to na pewno taki sam masz w dowodzie

Fajnie, ale czy tak naprawdę o to tutaj chodzi? Weźmy pod uwagę taką chociażby sytuację, że po takim zabiegu, po jakimś czasie właścicielowi nudzi się moto i postanawia je sprzedać. Przez telefon same superlatywy co do stanu motocykla, więc potencjalny zainteresowany zdecydowany na zakup przemierza mniej lub więcej kilometrów (czasami jak to się mówi "pół Polski") by na miejscu okazało się yyy, że wszystko jest super tylko jest jeden mały drobiazg... numery są przebite. Ewentualnie już po kupnie sprzęta przy kolejnym badaniu technicznym prowadzonym przez rzetelnego diagnostę wychodzi kwestia "przebitych numerów".
Czy będąc na miejscu sprzedającego podczas rozmowy przez telefon lub po przyjeździe i rozmowie patrząc człowiekowi w oczy na pytanie odnośnie legalności sprzętu mielibyście odwagę kłamać i twierdzić, że wszystko jest ok?? Czy sami chcielibyście znaleźć się w takiej sytuacji w roli oszukanego kupującego? Czy po prostu mówiąc chcielibyście by to Was robiono w ch@j@???
Nie napisałem tego by kogoś urazić ale po prostu pokazać, że może warto popatrzeć na to z drugiej strony i zastanowić się

.
W styczniu ubiegłego roku sam miałem "przygodę", po której do tej pory pozostał przede wszystkim niesmak. Po kilku telefonach i rozmów z przemiłym panem pojechałem do Jeleniej Góry odebrać dla syna kmx125. Według wielokrotnych i stanowczych zapewnień miłego pana, który sprzedawał za normalną cenę zarówno stan techniczny jak i prawny nie budził jakichkolwiek zastrzeżeń. Wiadoma rzecz koszty paliwa do busa, wyrwany od szefa dzień urlopu i warunki drogowe, które akurat o tej porze roku bywają nieszczególne. Po 8 godzinach jazdy na miejscu zobaczyłem motocykl - stan techniczny super, jazda próbna ok no to przechodzimy do formalności. Tu zaczął się problem - jaki dowiedzieliście się czytając początek.
Facet szedł w zaparte, na koniec dopiero przyznał się co i jak. Jak się czułem? Możecie się domyślić

. Notabene sprzedawca to osoba znana w dolnosląskiem, organizator zlotów, znawca motoryzacji, użytkowniki kilku for motocyklowych i człowiek ogólnie jak to się mówi szanowany

.
Po tym wszystkim powiem tak - nie tyle było mi żal pieniędzy, które straciłem na przejazd co poczucie (choć wiadomo nie przelewa się), że zaczynam tracić wiarę w ludzi i wierzyć w to co mówią

.