WSK M06 B1 1970r
: 2016-10-20, 05:02
Witam!
Chciałem przedstawić swój motocykl jakim jest WSK model M06 B1, która opuściła bramy Świdnickiej fabryki 30 kwietnia 1970 roku. Motocykl został kupiony nowy, w GS-ie, przez mojego Dziadka 14 maja 1970 roku.
Dziadek z racji tego że miał zapewniony bardzo wygodny dojazd do pracy, oraz że był bardzo oszczędnym człowiekiem, korzystał z motocykla niezmiernie rzadko, przez co pojazd pełnił głównie funkcję "dekoracyjną", w domowym korytarzu. Po zakupie wymarzonego Fiata 126p, WSK przestała być już w jakikolwiek sposób użytkowana, co zaowocowało tym że jakiś czas później została wyrejestrowana (by nie płacić ubezpieczenia) i tak spoczęła na kolejne 30 lat pod stertą starych koców, w zaszczytnym kącie przydomowego garażu.
W moje łapki wpadła stosunkowo niedawno, bo jakieś 2 lata temu, choć przymierzałem się do niej już dużo wcześniej.
Najpierw krótkie negocjacje, a chwilę później już wykopywałem upragniony sprzęt spod sterty zakurzonych szmat. Dziadek przed odstawieniem motocykla dość starannie zabezpieczył go olejem, przez co WSK zachowała się w niemal dziewiczym stanie jak na swoje lata. Od momentu zakupu nic z nią nie kombinował, nie usprawniał, zresztą prawie nią nie jeździł, ale wiedział jak dbać o sprzęt. Po odstawieniu do garażu nikt nie miał do niej dostępu, wiec pewnie dlatego zachowała swoją pełną oryginalność. Niżej zamieszczam kilka zdjęć zaraz po wyciągnięciu go z garażu, jeszcze przed jakimkolwiek czyszczeniem. Następnie motocykl został z grubsza oczyszczony, z zaschniętej 30 letniej warstwy kurzu przesiąkniętego olejem. Pod nią ukazał się całkiem ładnie zachowany lakier, bez ubytków.
Najbardziej ząb czasu nadgryzł tłumik końcowy, na którym widoczne są znaczne ubytki fabrycznej farby, oraz miejsce pod osłonami bocznymi, tam gdzie znajduje się podstawka na akumulator i kawałek tylnego błotnika koło tej podstawki. To chyba działanie oparów z akumulatora tak załatwiło fabryczny lakier, jeszcze gdy motocykl był używany.
Chromy na kierownicy i lampie zachowały się w idealnym stanie lecz na kolanku wydechowym, uchwycie bocznym motocykla i akcesoryjnym bagażniku już jest trochę gorzej. Chrom troszkę się łuszczy i widać wykwity rdzy.
Ale jak na 45-letni motocykl i tak całkiem dobrze się prezentował.
Po sprawdzeniu podstawowych elementów silnika i układu elektrycznego (iskre dawał taką że by konia zabiła
) Postanowiłem spróbować go odpalić. I tu wynikł kolejny problem, ponieważ bak wewnątrz prezentował się co najmniej słabo.
Pełno rdzy i pozostałości czegoś co 30 lat temu było pewnie benzyną. Wstępnie oczyściłem bak stalowymi śrubkami i nakrętkami w zalewie odrdzewiacza. Efekt średni ale wstępnie do zaakceptowania. Kranik też został udrożniony. Następnie zamontowałem nowy przewód paliwowy z filtrem, świeżutka mieszanka, gaźnik przelany, dwa-trzy kopnięcia na sucho, kluczyk na zapłon i..... WSK zapaliła od pierwszego kopnięcia! Sam nie mogłem uwierzyć
Chwila regulacji i odbyła się moja pierwsza przejażdżka
Było cudownie lecz niestety też wyszły na jaw pewnie niedomagania związane pewnie z dość długim postojem.
Słabe hamulce. Podczas powrotu przestał działać prędkościomierz, oraz motocykl stracił światła mijania choć żarówka od świateł pozycyjnych dalej działała. Ujawniła się także nieszczelność odstojnika kranika, oraz dynamiczny spadek ciśnienia powietrza z przedniego koła. W sumie to z obu, choć z tylnego nie aż tak bardzo. Zbliżał się już koniec dnia, więc motocykl został wstawiony do garażu.
Niestety jakoś później ze względu na prace i inne obowiązki, nie miałem za bardzo czasu zająć się należycie motocyklem, i tak to się odkładało aż do teraz.
W międzyczasie określiłem sobie dokładne założenia w odniesieniu do przyszłości motocykla i jego przeznaczenia.
Były pomysły całkowitej renowacji wizualnej, ponownej rejestracji, usprawnienia motocykla i jego użytkowania zgodnie z przeznaczeniem, ale zostały porzucone.
Ostatecznie postanowiłem motocykl zostawić w całkowicie oryginalnym stanie, jeździć nim jak najrzadziej, i tylko krótkie przejażdżki po okolicy. Niezbędnych napraw dokonać w miarę możliwości z użyciem oryginalnych części, oraz zrobić porządek z papierami, ale o tym później.
Obecnie WSK została częściowo rozłożona w celu gruntowniejszego czyszczenia, oraz zdiagnozowania i rozwiązania w/w problemów. Silnik został wyciągnięty z ramy, dokładnie umyty, zalany nowym olejem i odpalony. Gaźnik również przeszedł gruntowne czyszczenie i uszczelnienie.
Ramę porządnie umyłem, oraz przeglądnąłem instalację elektryczną.
Kolejne co zrobiłem to wymieniłem gumową uszczelkę pod obudową stacyjki a raczej to co z niej zostało. Oryginalna dziwnie jakby spuchła? Wyglądem przypominała piankę montażową do okien, wymagane było delikatne skrobanie aby ją usunąć. Na szczęście lakier na lampie nie ucierpiał.
Niestety nie udało mi się namierzyć oryginalnej uszczelki, w stanie nadającym się do ponownego użytku, więc zmuszony byłem zakupić współczesną kopię. Obawy co do jakości wykonania niestety się potwierdziły, nowa uszczelka wykonana jest dość niechlujnie, i bez kombinowania ciężko ją dobrze dopasować i ułożyć do oryginalnej pokrywki, ale po 20 minutowej walce udało się osiągnąć w miarę zadowalający efekt. Przy następnym podejściu na warsztat idzie napęd prędkościomierza, hamulce i problem ze światłami, o ile silnik będzie już w ramie.
Na koniec również taka ciekawostka, razem z motocyklem otrzymałem od dziadka taki komplet : Na razie to tyle, w miarę postępów prac, postaram się podzielić efektami, a póki co zapraszam do komentowania , jestem ciekaw waszych opinii odnośnie motocykla
Chciałem przedstawić swój motocykl jakim jest WSK model M06 B1, która opuściła bramy Świdnickiej fabryki 30 kwietnia 1970 roku. Motocykl został kupiony nowy, w GS-ie, przez mojego Dziadka 14 maja 1970 roku.
Dziadek z racji tego że miał zapewniony bardzo wygodny dojazd do pracy, oraz że był bardzo oszczędnym człowiekiem, korzystał z motocykla niezmiernie rzadko, przez co pojazd pełnił głównie funkcję "dekoracyjną", w domowym korytarzu. Po zakupie wymarzonego Fiata 126p, WSK przestała być już w jakikolwiek sposób użytkowana, co zaowocowało tym że jakiś czas później została wyrejestrowana (by nie płacić ubezpieczenia) i tak spoczęła na kolejne 30 lat pod stertą starych koców, w zaszczytnym kącie przydomowego garażu.
W moje łapki wpadła stosunkowo niedawno, bo jakieś 2 lata temu, choć przymierzałem się do niej już dużo wcześniej.
Najpierw krótkie negocjacje, a chwilę później już wykopywałem upragniony sprzęt spod sterty zakurzonych szmat. Dziadek przed odstawieniem motocykla dość starannie zabezpieczył go olejem, przez co WSK zachowała się w niemal dziewiczym stanie jak na swoje lata. Od momentu zakupu nic z nią nie kombinował, nie usprawniał, zresztą prawie nią nie jeździł, ale wiedział jak dbać o sprzęt. Po odstawieniu do garażu nikt nie miał do niej dostępu, wiec pewnie dlatego zachowała swoją pełną oryginalność. Niżej zamieszczam kilka zdjęć zaraz po wyciągnięciu go z garażu, jeszcze przed jakimkolwiek czyszczeniem. Następnie motocykl został z grubsza oczyszczony, z zaschniętej 30 letniej warstwy kurzu przesiąkniętego olejem. Pod nią ukazał się całkiem ładnie zachowany lakier, bez ubytków.
Najbardziej ząb czasu nadgryzł tłumik końcowy, na którym widoczne są znaczne ubytki fabrycznej farby, oraz miejsce pod osłonami bocznymi, tam gdzie znajduje się podstawka na akumulator i kawałek tylnego błotnika koło tej podstawki. To chyba działanie oparów z akumulatora tak załatwiło fabryczny lakier, jeszcze gdy motocykl był używany.
Chromy na kierownicy i lampie zachowały się w idealnym stanie lecz na kolanku wydechowym, uchwycie bocznym motocykla i akcesoryjnym bagażniku już jest trochę gorzej. Chrom troszkę się łuszczy i widać wykwity rdzy.
Ale jak na 45-letni motocykl i tak całkiem dobrze się prezentował.
Po sprawdzeniu podstawowych elementów silnika i układu elektrycznego (iskre dawał taką że by konia zabiła

Pełno rdzy i pozostałości czegoś co 30 lat temu było pewnie benzyną. Wstępnie oczyściłem bak stalowymi śrubkami i nakrętkami w zalewie odrdzewiacza. Efekt średni ale wstępnie do zaakceptowania. Kranik też został udrożniony. Następnie zamontowałem nowy przewód paliwowy z filtrem, świeżutka mieszanka, gaźnik przelany, dwa-trzy kopnięcia na sucho, kluczyk na zapłon i..... WSK zapaliła od pierwszego kopnięcia! Sam nie mogłem uwierzyć


Słabe hamulce. Podczas powrotu przestał działać prędkościomierz, oraz motocykl stracił światła mijania choć żarówka od świateł pozycyjnych dalej działała. Ujawniła się także nieszczelność odstojnika kranika, oraz dynamiczny spadek ciśnienia powietrza z przedniego koła. W sumie to z obu, choć z tylnego nie aż tak bardzo. Zbliżał się już koniec dnia, więc motocykl został wstawiony do garażu.
Niestety jakoś później ze względu na prace i inne obowiązki, nie miałem za bardzo czasu zająć się należycie motocyklem, i tak to się odkładało aż do teraz.
W międzyczasie określiłem sobie dokładne założenia w odniesieniu do przyszłości motocykla i jego przeznaczenia.
Były pomysły całkowitej renowacji wizualnej, ponownej rejestracji, usprawnienia motocykla i jego użytkowania zgodnie z przeznaczeniem, ale zostały porzucone.
Ostatecznie postanowiłem motocykl zostawić w całkowicie oryginalnym stanie, jeździć nim jak najrzadziej, i tylko krótkie przejażdżki po okolicy. Niezbędnych napraw dokonać w miarę możliwości z użyciem oryginalnych części, oraz zrobić porządek z papierami, ale o tym później.
Obecnie WSK została częściowo rozłożona w celu gruntowniejszego czyszczenia, oraz zdiagnozowania i rozwiązania w/w problemów. Silnik został wyciągnięty z ramy, dokładnie umyty, zalany nowym olejem i odpalony. Gaźnik również przeszedł gruntowne czyszczenie i uszczelnienie.
Ramę porządnie umyłem, oraz przeglądnąłem instalację elektryczną.
Kolejne co zrobiłem to wymieniłem gumową uszczelkę pod obudową stacyjki a raczej to co z niej zostało. Oryginalna dziwnie jakby spuchła? Wyglądem przypominała piankę montażową do okien, wymagane było delikatne skrobanie aby ją usunąć. Na szczęście lakier na lampie nie ucierpiał.
Niestety nie udało mi się namierzyć oryginalnej uszczelki, w stanie nadającym się do ponownego użytku, więc zmuszony byłem zakupić współczesną kopię. Obawy co do jakości wykonania niestety się potwierdziły, nowa uszczelka wykonana jest dość niechlujnie, i bez kombinowania ciężko ją dobrze dopasować i ułożyć do oryginalnej pokrywki, ale po 20 minutowej walce udało się osiągnąć w miarę zadowalający efekt. Przy następnym podejściu na warsztat idzie napęd prędkościomierza, hamulce i problem ze światłami, o ile silnik będzie już w ramie.
Na koniec również taka ciekawostka, razem z motocyklem otrzymałem od dziadka taki komplet : Na razie to tyle, w miarę postępów prac, postaram się podzielić efektami, a póki co zapraszam do komentowania , jestem ciekaw waszych opinii odnośnie motocykla
