Mam na imię Sławek i jestem z Łodzi. Przedstawiam wam moją historię. WSK jest moim pierwszym motocyklem, to na niej nauczyłem się tak na prawdę jeździć i zmieniać biegi, dzięki niej zrozumiałem jak to wszystko działa, no może nie tak dokładnie wszystko, ale pozyskałem podstawową wiedzę o działaniu, jeździe i ogólnie o motocyklach.
Wszystko zaczęło się 5 lat temu od pomysłu mojego wujka, który wyciągnął ją z piwnicy po około 20 latach stania. To również on mnie wielu rzeczy nauczył. Niestety zmarł niedługo potem

Robiłem w niej w sumie już całkiem sporo rzeczy:
- zszycie siedzenia
- wymiana klosza tylnej lampy (stary się ukrychnął)
- wymiana dętek
- wymiana opon
- wymiana zębatki tył i przód
- wymiana uszczelki głowicy
- wymiana tarcz sprzęgła
- skrócenie łańcucha
- wymiana różnego rodzaju linek
- nowy olej, świece, żarówka stopu
- malowanie tłumika
- polerowanie elementów chromowych
- ustawienie zapłonu
- ściąganie nagaru z tłoka
Generalnie takie proste rzeczy, które albo trzeba zrobić od czasu do czasu, albo wymagały poprawy, ze względu na wiek motocykla. Znalazłoby się jeszcze trochę, ale to już całkowicie pierdoły.
Dopiero w tym roku w końcu udało mi się po wielu długich bojach uporać z komornikiem, chcącym położyć łapy na nieswoim. Długa historia i nie będę was tym zamęczał, bo i tak nikt by tego nie przeczytał... Ale jest oto stoi przede mną w moim garażu w Łodzi! Udało mi się ją przetransportować na przyczepie motocyklowej. Ludzie mówią, że oszalałem. Po co ci taki motor? Co ty z tym będziesz robił? Słyszałem te pytania już dziesiątki razy, ale olewam to totalnie, bo ci luzie po prostu nie czują tego co ja, czy wy. Mam po prostu do tego motocykla sentyment i ogólnie to dwusuwów. Przy okazji poznałem wielu ludzi, którzy myślą w podobny sposób i upewniłem się co do tego czy dobrze robię.
Po 5 latach użytkowania motocykl w sumie coraz bardziej piękniał, ale w ostatnią zimę trochę mi skorodowała przednia felga i lagi lekko. Znowu mam spore wycieki najprawdopodobniej z gaźnika i znów odnawiają się stare dolegliwości mojej maszyny.
A te usterki to:
- blokowanie się pierwszego biegu, trudności z wbiciem luzu
- problem z gaszeniem silnika (jestem w trakcie usuwania usterki, stacyjka przeczyszczona i dolutowana warstwa cyny na powierzchni styku odpowiedzialnej za rozłączanie zapłonu, tylko wstawić z powrotem no właśnie...)
- wyciek z przedniej lagi
- problemy z ustawieniem tylnego koła
- cieknący gaźnik
- kończące się hamulce
- łożyska w piastach
- możliwy problem z instalacją WN (kopnęło mnie kilka razy, jak gasiłem motor poprzez ściągnięcie fajki)
- stukające pierścienie
- łożysko główki ramy ma lekki, ale wyczuwalny opór kiedy kierownica przechodzi przez oś motocykla
Plany na ten sezon:
Już trochę zrobiłem, ale większość przede mną. Ogólnie chciałbym teraz doprowadzić ją do stanu najlepszego na jaki mnie stać. Tzn. przede wszystkim uporanie się z powyższymi dolegliwościami (koła, elektryka i troche mechaniki), a na koniec pieszczenie.
- chromowanie obręczy kół
- nowe szprychy (myślę nad tymi: http://www.lantis.pl/szprychy-romet-oga ... -3488.html)
- lusterka chrom
- myślę też nad modernizacją zapłonu, ale potrzebuję więcej najpierw więcej wiedzy
Absolutnie nie zamierzam malować tego motocykla, a przynajmniej mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby. Ten lakier jest oryginalny, może jest trochę odprysków, ale to nadaje temu motocyklowi taki charakter, którego nie pokaże nowiutki lśniący lakier.
No cóż rozpisałem się, jak mało kto. Mam nadzieje, że jednak łatwo się to będzie czytać i przebrniecie


Na koniec załączam jeszcze zdjęcia, mniej więcej chronologicznie:

Tak wyglądała jeszcze 5 lat temu, zaraz po wyjęciu jej z piwnicy i pierwszych uruchomieniach.


Tak wyglądała po roku. Trochę czystsza po prostu, zrobione tylko pare rzeczy w silniku. Jeździłem wtedy ile popadnie kiedy tylko mogłem i sie zrobiła dziura w tapicerce, a raczej powiększyła. Doskwierał trochę totalny brak farby na tłumiku.


To już 2 lata później małe porównanie, efekt bardzo przyjemny dla oka.



Tutaj już po malowaniu tłumika, zszyciu tapicerki, paru zabiegom mechanicznym i pucowaniu. Jej szczytowa forma. Ustawiony zapłon, pięknie się wkręcała na obroty, odpalała od pierwszego, po prostu malina.



Jak już trochę się napracowałem to wybrałem się nad Wartę.
Przez następne lata nie miałem już czasu ani ochoty robić fotek. W sumie nie miałem po co bo za wiele się nie działo, a na pewno nie w dobrym kierunku. Ostatnia zima trochę jej dopiekła, ale wszystko jeszcze będzie pięknie, mam czas, chęci i trochę kasy.

Stan obecny, nowe opony Heidenau. Transport do Łodzi.