WSK 125 rok prod: 1976
: 2013-09-20, 12:37
Witam wszystkich.
Na początku chylę czoło wszystkim którzy tak profesjonalnie przywracają do życia WSKi oraz służą pomocą przy odbudowie. Historyjka na początek
WSK to mój pierwszy i jak na razie jedyny motor z jakim miałem poważniejszą styczność. Zaczęło się w klasie 6 podstawówki. Kolega miał ojca listonosza, który używał kilu wsk do pracy. Kolega oczywiście zaczął używać jednej z nich do jazdy, wprawiając tym samym w zazdrość innych. Niewiele czasu trzeba było, aby wielu przy oczywiście zdecydowanym sprzeciwie rodziców stało się "motocyklistami". Moja funia to motocykl wska ojca, prawiona w wielkiej konspiracji i po cichu bardzo. Wyciągnąłem odpaliłem, ojciec uśmiechną się, przejechał się i rzekł: "tylko ostrożnie". Więc było przyzwolenie, ale nie matki. No cóż. Był to czas nazwanego przez wielu "wiejskiego tuningu"- podnoszenia błotników, wybabeszania tłumików itp. Z perspektywy czasu nie było to dobre, lecz każdy uczył się grzebać, rozwijał kreatywność często uczył się również praw mechaniki i fizyki na własnej skórze. Nawet milicja a później policja patrzyła na nas w gruncie rzeczy przychylnie. Zwiewaliśmy od nich a oni gonili pół żartem pół serio, jak jakąś fujarę złapali to powietrze z kół spuszczali i dopilnowywali, aby tak na flakach dopchnąć do domu. Moja najbardziej spektakularna ucieczka to po kartofli obsypanej w POPRZEK. Nie wiem jak udało mi się usiedzieć, ale władza była na kolanach ze śmiechu, więc komicznie musiało to wyglądać.
Ludzie nie mieli pretensji wielkich jak tak człowiek po 00:00 z pustym tłumikiem przeleciał przez wioskę, nikt nie dzwonił najwyżej był tekst w stylu: " Zbudziłeś mnie - to teraz siano mi załadować" - ładowało się, żartowało się. Fajnie było. Gdzie te czasy. "Ale to już było i nie wróci więcej..." W ogólniaku sportowcem byłem, rower był potrzebny do treningów więc zamieniłem funię na kolażówkę. To był koniec z motorem jakimkolwiek na wiele lat...
Jeszcze winien jestem wyjaśnić dlaczego na wskę mówię "funia". Otóż kiedyś na Białorusi siedzę u znajomego "ruskiego" , trzeci dzień raczymy się mleczkiem wysokoprocentowym a kompan mówi do mnie:
-Tomak mnie nada czasti da funi.
- Do jakiej funi - pytam i patrzę jak na mocno już zatankowanego kompana
- No do waszej funi, matura waszego
- Jakiego matura, szto Ty pitolisz Sieoża, nie pij Ty bolsz.
- Wot durak. Idi pasmotrisz.
Otwiera kurnik, wyrzuca jakiegoś koguta za ogon, ze trzy kury woła mnie i pokazuje WSK 175. Pośmiałem się nieźle... i stąd FUNIA.
Stało się - uległem kontuzji przeszedłem operację barku a jako rekonwalescent myślałem, że pierdolca dostanę bez jakiejkolwiek roboty. Wpadł mi więc do głowy pomysł: kupię funię i wyremontuję. Trafił się egzemplarz rozebrany na czynniki pierwsze. Pojechałem, obejrzałem i w normalnych okolicznościach przyrody nie kupił bym jej, lecz dla zabicia czasu stałem się właścicielem kupy z której można ponoć złożyć funię. Zobaczymy jak to będzie niczego nie obiecuję, bo na pewno nie mam tyle determinacji, aby wpakować 4 tysia, albo zrobić coś powiedzmy z niczego. Najwyżej będzie ogłoszenie: podaruję za flaszkę.
Kompletność duża, jednak części wiele nie nadaję się do remontu np. podstawa kanapy to tylko zarys reszta to rdza. Fachowo to ona nie była rozbierana:
- gwinty sklepane
- łby śrub zaokrąglone
- poklepane młotkiem elementy
Nieautoryzowane przeróbki:
- Zaspawana zębatka do zdawczego
- cewki przywiązane jakimś drutem
- zębatka tylna "znitowana" na gwoździe
-łożysko na zdawczym osadzone na żyletki
- ślimak wycisku sprzęgła w miejscu zaczepu linki przerobiony tak, że nie jest do uratowania.
- Ze stopkami też coś namotane, otwory oczywiście owalne mocno.
Wał zużyty mocno tzn korbowód zerdzewiały w środku, czopy wyrobione - będzie chinol WM motor z blachami. Połówki - niezłe - gniazda nie wyrobione mocno z wyjątkiem łożyska wałka zdawczego. Cylinder - zaskoczenie - N - ka. Po pomiarze jednak myślę, że 1 nie wyda i trza na 2 pasować. Z wahaczem już nie będę w moim stanie walczyć, prasa 25 t nie ruszyła więc poświęcę podkładki. Koła - przednie całkiem nieźle się rozsprychowało, tylne - no cóż - dwie szprychy podgrzałem odkręciłem i poszedłem po kątówkę i jestem autorem rozsprychowania koła w wersji ultra speed. Tylny bęben rozbity przez wybierak bez gum, ale go chyba jednak wykorzystam. Tłumik zatkany (wypalanie nie pomogło, bo zatkany), zdeformowany, pordzewiały. Rozciołem, wypaliłem, jest lepiej PYTANIE: Ile powinno być zaślepek w środkowej rurce? Ma może ktoś foto jak wkładka powinna być zbudowana? Amortyzator tylny: rozbebrałem, wcześniej kupiłem uszczelniacze, jakieś sprężynki i inne gumki - nie takie, w orgi jest tylko jedna + oring. To jest jakiś zamiennik, czy to nie to po prostu ?
CO JA KUPIŁEM!
Teraz szczota, piasek, chemia jakaś i czyściwo inne wszelkiej maści, i do roboty. Fotografie wstawię jak będę miał co wstawiać.
Pozdrawiam wszystkich którzy poświęcili czas na przeczytanie oraz nie ukrywam, że liczę na pomoc merytoryczną i mobilizację również.
Na początku chylę czoło wszystkim którzy tak profesjonalnie przywracają do życia WSKi oraz służą pomocą przy odbudowie. Historyjka na początek
WSK to mój pierwszy i jak na razie jedyny motor z jakim miałem poważniejszą styczność. Zaczęło się w klasie 6 podstawówki. Kolega miał ojca listonosza, który używał kilu wsk do pracy. Kolega oczywiście zaczął używać jednej z nich do jazdy, wprawiając tym samym w zazdrość innych. Niewiele czasu trzeba było, aby wielu przy oczywiście zdecydowanym sprzeciwie rodziców stało się "motocyklistami". Moja funia to motocykl wska ojca, prawiona w wielkiej konspiracji i po cichu bardzo. Wyciągnąłem odpaliłem, ojciec uśmiechną się, przejechał się i rzekł: "tylko ostrożnie". Więc było przyzwolenie, ale nie matki. No cóż. Był to czas nazwanego przez wielu "wiejskiego tuningu"- podnoszenia błotników, wybabeszania tłumików itp. Z perspektywy czasu nie było to dobre, lecz każdy uczył się grzebać, rozwijał kreatywność często uczył się również praw mechaniki i fizyki na własnej skórze. Nawet milicja a później policja patrzyła na nas w gruncie rzeczy przychylnie. Zwiewaliśmy od nich a oni gonili pół żartem pół serio, jak jakąś fujarę złapali to powietrze z kół spuszczali i dopilnowywali, aby tak na flakach dopchnąć do domu. Moja najbardziej spektakularna ucieczka to po kartofli obsypanej w POPRZEK. Nie wiem jak udało mi się usiedzieć, ale władza była na kolanach ze śmiechu, więc komicznie musiało to wyglądać.
Ludzie nie mieli pretensji wielkich jak tak człowiek po 00:00 z pustym tłumikiem przeleciał przez wioskę, nikt nie dzwonił najwyżej był tekst w stylu: " Zbudziłeś mnie - to teraz siano mi załadować" - ładowało się, żartowało się. Fajnie było. Gdzie te czasy. "Ale to już było i nie wróci więcej..." W ogólniaku sportowcem byłem, rower był potrzebny do treningów więc zamieniłem funię na kolażówkę. To był koniec z motorem jakimkolwiek na wiele lat...
Jeszcze winien jestem wyjaśnić dlaczego na wskę mówię "funia". Otóż kiedyś na Białorusi siedzę u znajomego "ruskiego" , trzeci dzień raczymy się mleczkiem wysokoprocentowym a kompan mówi do mnie:
-Tomak mnie nada czasti da funi.
- Do jakiej funi - pytam i patrzę jak na mocno już zatankowanego kompana
- No do waszej funi, matura waszego
- Jakiego matura, szto Ty pitolisz Sieoża, nie pij Ty bolsz.
- Wot durak. Idi pasmotrisz.
Otwiera kurnik, wyrzuca jakiegoś koguta za ogon, ze trzy kury woła mnie i pokazuje WSK 175. Pośmiałem się nieźle... i stąd FUNIA.
Stało się - uległem kontuzji przeszedłem operację barku a jako rekonwalescent myślałem, że pierdolca dostanę bez jakiejkolwiek roboty. Wpadł mi więc do głowy pomysł: kupię funię i wyremontuję. Trafił się egzemplarz rozebrany na czynniki pierwsze. Pojechałem, obejrzałem i w normalnych okolicznościach przyrody nie kupił bym jej, lecz dla zabicia czasu stałem się właścicielem kupy z której można ponoć złożyć funię. Zobaczymy jak to będzie niczego nie obiecuję, bo na pewno nie mam tyle determinacji, aby wpakować 4 tysia, albo zrobić coś powiedzmy z niczego. Najwyżej będzie ogłoszenie: podaruję za flaszkę.
Kompletność duża, jednak części wiele nie nadaję się do remontu np. podstawa kanapy to tylko zarys reszta to rdza. Fachowo to ona nie była rozbierana:
- gwinty sklepane
- łby śrub zaokrąglone
- poklepane młotkiem elementy
Nieautoryzowane przeróbki:
- Zaspawana zębatka do zdawczego
- cewki przywiązane jakimś drutem
- zębatka tylna "znitowana" na gwoździe
-łożysko na zdawczym osadzone na żyletki
- ślimak wycisku sprzęgła w miejscu zaczepu linki przerobiony tak, że nie jest do uratowania.
- Ze stopkami też coś namotane, otwory oczywiście owalne mocno.
Wał zużyty mocno tzn korbowód zerdzewiały w środku, czopy wyrobione - będzie chinol WM motor z blachami. Połówki - niezłe - gniazda nie wyrobione mocno z wyjątkiem łożyska wałka zdawczego. Cylinder - zaskoczenie - N - ka. Po pomiarze jednak myślę, że 1 nie wyda i trza na 2 pasować. Z wahaczem już nie będę w moim stanie walczyć, prasa 25 t nie ruszyła więc poświęcę podkładki. Koła - przednie całkiem nieźle się rozsprychowało, tylne - no cóż - dwie szprychy podgrzałem odkręciłem i poszedłem po kątówkę i jestem autorem rozsprychowania koła w wersji ultra speed. Tylny bęben rozbity przez wybierak bez gum, ale go chyba jednak wykorzystam. Tłumik zatkany (wypalanie nie pomogło, bo zatkany), zdeformowany, pordzewiały. Rozciołem, wypaliłem, jest lepiej PYTANIE: Ile powinno być zaślepek w środkowej rurce? Ma może ktoś foto jak wkładka powinna być zbudowana? Amortyzator tylny: rozbebrałem, wcześniej kupiłem uszczelniacze, jakieś sprężynki i inne gumki - nie takie, w orgi jest tylko jedna + oring. To jest jakiś zamiennik, czy to nie to po prostu ?
CO JA KUPIŁEM!
Teraz szczota, piasek, chemia jakaś i czyściwo inne wszelkiej maści, i do roboty. Fotografie wstawię jak będę miał co wstawiać.
Pozdrawiam wszystkich którzy poświęcili czas na przeczytanie oraz nie ukrywam, że liczę na pomoc merytoryczną i mobilizację również.