Cała przygoda zaczęła się kiedy miałem 18 lat i chodziłem jeszcze do technikum. U kolegi z klasy rozbierali stara szopę i mówił, że znaleźli stary motor po dziadku,a że wiele razy mu gadałem,że mam takie ciągotki, to dał mi cynk, żebym przyjechał i oglądnął co to jest. A był to wrak WFM M06 z początków produkcji zakopany w kopie zboża. Na pierwszy rzut oka kupa złomu - z dzisiejszej perspektywy idealna baza do remontu, cała karoseria zdrowa, bez rdzy, silnik chwycony,ale jak się później okazało, tylko pierścienie przyrdzewiały do cylindra. Ogólnie motocykl niemal kompletny, minimalne braki, szparunki czytelne, ale niestety zbyt poobijany lakier,żeby go zostawić. Numery silnika i ramy zgodne z tabliczką. Kolega wiele miesięcy się opierał,żeby mi odsprzedać ten wrak bo "motor po dziadku i będzie kiedyś remontował", ale ostatecznie po jakimś czasie sam zadzwonił czy kupuję bo on jednak nie ma czasu i pieniędzy na remont,a wie że u mnie trafi w dobre ręce. No i potem z racji młodego wieku i niewielkich finansów remont trwał kilka lat, ale ostatecznie udało się dopiąć swego. Ogólnie większość prac robiłem sam, jednocześnie ucząc się, przydatny bardzo był katalog części i porady z Internetu. Z perspektywy czasu i nabytego doświadczenia myślę, że nie ma się zbytnio czego doczepić do jakości wykonanego remontu. Remont zakończony w 2013 roku. Kilka zdjęć z remontu i efekt końcowy:






Motocykl jest w pełni sprawny i zarejestrowany na żółte blachy ze względu na to, że nie miałem do niego dokumentów. To co się da staram się robić samodzielnie (remont silnika, elektryka, szparunki, montaż). W najbliższej przyszłości będę jeszcze zmieniał cylinder na taki jaki powinien być (taki jak w SHL M04).