Cześć!
Mam na imię Bartek, mieszkam w Warszawie, mam dwadzieścia lat. Motocyklową pasją od najmłodszych lat zarażał mnie mój kuzyn, którego z tego miejsca chciałbym pozdrowić. Pamiętam, że zawsze w garażu miał motocykle przeróżnej maści. Nierzadko były to WSK. Wiele z nich po "wiejskim", a jednak całkiem fajnym, jak na tamte czasy, tuningu. Miałem wtedy może z dziesięć lat. Jednak miłość raz zaszczepiona została ze mną na długo. Rok temu, w okolicach czerwca, za nic mając zdanie rodziców, kupiłem moją pierwszą, i narazie jedyną, WSK. WSK M06 B3 z 1973 roku. Stan - niezły. Na chodzie, lakier położony pędzlem, ale generalnie wszystko grało. Posiadam do niej stare blachy, bardzo stare blachy, umowy, dowód rejestracyjny.
Jeździłem nią dosyć sporadycznie, bo w Warszawie, bez prawa jazdy odpowiedniej kategorii, raczej nie ma się co na drodze pokazywać, a i brakuje tutaj terenów, gdzie bez konfliktu z Policją możnaby pojeździć. Na dodatek nie jest przerejestrowana, nie ma aktualnych badań technicznych, a OC ostatni raz było zapłacone kilka ładnych lat temu. Innymi słowy - prawna kaplica

.
W każdym razie, pod koniec wakacji, kiedy trzeba było przywitać się z uczelnią wyższą (studiuję prawo na prywatnej uczelni (i hate it)) postanowiłem, że na okres jesienno-zimowo-wiosenny WSKę rozłożę i przy okazji zapoznam się z Jej budową. Rozbiórkę przyspieszył fakt przebicia tylnej dętki w czasie jednej z wycieczek.
No i rozłożyłem. I leży tak dalej.
Ale...
zaraz, dosłownie za kilkanaście minut, zapisuję się na kurs kategorii "A", więc będę potrzebował za około półtora-dwa miesiące czegoś, czym mógłbym pojeździć...

Jak się dobrze domyślacie, WSK powróci, mam nadzieję, do życia.
Planuję na dniach rozpocząć generalny remont wnętrzności oraz "zewnętrzności".
Jeśli ktoś ma ochotę zaoferować mi zdalną pomoc, to będę wdzięczny za kontakt przez pw, e-mail czy gadu-gadu (numer 1144).
To chyba tyle.
Pozdrawiam!