Doszliśmy do wniosku (ja czyli Paweł i ta czarna czyli M06B3
 ), że czas najwyższy przywitać się ze wszystkimi użytkownikami tego zaje....go forum. Parafrazując WSK-a jaka jest każdy widzi. Na szczęście urodziłem się w czasach kiedy motocykl był pojazdem rodzinnym (i to dosłownie). Nikt nie kazał wozić dzieci w fotelikach więc mnie wozili na tatowych kolanach
 ), że czas najwyższy przywitać się ze wszystkimi użytkownikami tego zaje....go forum. Parafrazując WSK-a jaka jest każdy widzi. Na szczęście urodziłem się w czasach kiedy motocykl był pojazdem rodzinnym (i to dosłownie). Nikt nie kazał wozić dzieci w fotelikach więc mnie wozili na tatowych kolanach  (i tak miałem lepiej bo mój starszy brat siedział pomiędzy rodzicami) i to był chyba początek. Może kilka szczegółów na temat:
 (i tak miałem lepiej bo mój starszy brat siedział pomiędzy rodzicami) i to był chyba początek. Może kilka szczegółów na temat:Model WSK 125 M06B3, rok urodzenia: 1978, dowód osobisty yyyy znaczy rejestracyjny oczywiście posiada, OC również i do kompletu oczywiście aktualne badanie techniczne-generalnie w rodzinie od urodzenia yyy od tzw. "nowości". Ja osobiście jestem nieco od niej starszy ale nie to jest najważniejsze. Uprzedzając głosy o pewnej niezgodności rocznika z wyglądem (bak, duże metalowe boczki i przednia lampa) wyjaśniam: ładnych kilkanaście lat temu, gdy jeszcze jako nieletni nie miałem zbyt wiele do powiedzenia, mój osobisty tata w przypływie dobroci pożyczył "na chwilę" naszą maszynę jednemu takiemu jak się potem okazało gudłajowi, a przecież wszyscy wiedzą, że żony i motocykla się nie pożycza NIGDY!!!! No i niestety- maszyna wróciła ze zbitą szybką licznika (lampy baran chyba nie umiał stłuc bo do dzisiaj jest cala-fachowiec), okorowanym zbiornikiem (lekko ale jednak) i bez kompletu narzędzi- fabrycznej pompki nie udało mu się zgubić i mam ją do dzisiaj. Wspólnie i w porozumieniu doszliśmy do wniosku, że tak być nie może i nasze spojrzenie powędrowały w róg wynajmowanego garażu, gdzie stał taki rocznik 74 (służący za magazyn części zamiennych) i to właśnie z tego rocznika pochodzą bak i cala reszta. Przez to, że tą wueską zostało przewiezione kilka ładnych ton we wszelkiego rodzaju siatach płodów rolnych i innego badziewia (nawet połówka świni jechała- no nie kierowała ale i kask nie był wymagany) ze złotych szparunków na baku jak i logo niewiele zostało niestety. Lakier oczywiście oryginalny- posiada już niewielkie ubytki ale tragedii nie ma. zresztą oceńcie sami. Mam nadzieję, że nie zostanę zrugany za ten nieco przydługi opis ale tak jakoś wyszło. Mógłbym jeszcze parę rzeczy napisać np. jak to było jechać pekaesem po nowy wał) ale dbając o dobro czytających narazie na tym poprzestanę.
p.s. siedzenie made by mama pod dyrekcją taty- pamiętam to szycie- i ta relacja szef- szwaczka (nitów nie było gdzie kupić to jest na śruby-derma ma ze 20 lat i nadal jest elastyczna).
p.s. II na wszelkie pytania chętnie odpowiem- wszelkie rady, sugestie etc. mile widziane.pozdrawiam



 ja bym odświeżył głównie silnik, reszty bym nie ruszał.
  ja bym odświeżył głównie silnik, reszty bym nie ruszał.



 ).
 ).  . Któregoś dnia ojciec mnie pyta: jak  to jest: do garażu nie ma kilometra a wczoraj wyszło ci 20 kilometrów? Oczywiście wiedział co robię. Ale mętnie wtedy zeznawałem oj mętnie. narazie tyle- gadam i gadam. Muszę poszukać jakiegoś tematu na forum gdzie będzie można trochę powspominać. pozdrowienia
 . Któregoś dnia ojciec mnie pyta: jak  to jest: do garażu nie ma kilometra a wczoraj wyszło ci 20 kilometrów? Oczywiście wiedział co robię. Ale mętnie wtedy zeznawałem oj mętnie. narazie tyle- gadam i gadam. Muszę poszukać jakiegoś tematu na forum gdzie będzie można trochę powspominać. pozdrowienia
 Oby tak dalej !!
 Oby tak dalej !! . Ale jako że licznik mi się niedługo przekręci (hehehe) to chyba najwyższy czas to zmienić. Czasy się zmieniły- na wuesce na zloty podobno wpuszczają (kiedyś to tak niekoniecznie) i chyba się ruszę. W sumie na tyle przejechanych kilometrów to miałem o ile pamiętam cztery awarie uniemożliwiające dalszą jazdę na szczęście nie były to zbyt długie spacerki hehehe: urwany napinacz łańcucha w czasie hamowania (widziałem nowy wyrób tego typu- kpina którą najlepiej od razu zanieść do spawania), wysypany 1 bieg a ząbki z tego trybiku pięknie zablokowały całość, łańcuch sprzęgłowy produkcji rzemieślniczej który się zwyczajnie rozleciał, i wydmuchana świeca (tu nie pchałem- miałem jakiś plastikowy sznurek ze sobą tak na wszelki wypadek i nawinięcie go na świecę i wkręcenie tejże na tzw. chama wystarczało na przejechanie jakiś 200 metrów po czym sznureczek się wypalał i świeca wypadała i zabawa zaczynała się od nowa. do domu było 3 km mniej więcej ale lepsze to niż pchanie. sznurka starczyło- jak ktoś nie wieży to mam zachowaną na pamiątkę świecę z resztkami stopionego sznureczka- taki sentymentalny jestem
. Ale jako że licznik mi się niedługo przekręci (hehehe) to chyba najwyższy czas to zmienić. Czasy się zmieniły- na wuesce na zloty podobno wpuszczają (kiedyś to tak niekoniecznie) i chyba się ruszę. W sumie na tyle przejechanych kilometrów to miałem o ile pamiętam cztery awarie uniemożliwiające dalszą jazdę na szczęście nie były to zbyt długie spacerki hehehe: urwany napinacz łańcucha w czasie hamowania (widziałem nowy wyrób tego typu- kpina którą najlepiej od razu zanieść do spawania), wysypany 1 bieg a ząbki z tego trybiku pięknie zablokowały całość, łańcuch sprzęgłowy produkcji rzemieślniczej który się zwyczajnie rozleciał, i wydmuchana świeca (tu nie pchałem- miałem jakiś plastikowy sznurek ze sobą tak na wszelki wypadek i nawinięcie go na świecę i wkręcenie tejże na tzw. chama wystarczało na przejechanie jakiś 200 metrów po czym sznureczek się wypalał i świeca wypadała i zabawa zaczynała się od nowa. do domu było 3 km mniej więcej ale lepsze to niż pchanie. sznurka starczyło- jak ktoś nie wieży to mam zachowaną na pamiątkę świecę z resztkami stopionego sznureczka- taki sentymentalny jestem  
  
  


