Odgrażałem się że pojadę na mazury i udało się. We wtorek z samego rana wskoczyłem z dziewczyną na włeskę i wyruszyliśmy dobrze mi znaną trasą. Podróż nie była celem samym w sobie aczkolwiek nie była też taką jak każda inna

Wyjazd trwał 4 dni. Mam na mazurach łódkę i to na nią pojechaliśmy. Droga w tamtą stronę przebiegła bezproblemowo. Powrotna już z przygodami. Cały dzień padał deszcz co nie sprzyja podróżowaniu motocyklem jednak musieliśmy być po południu w Warszawie także wyruszyliśmy nie przejmując się pogodą. Po około 20 km silnik zaczął przerywać by po kilkuset metrach zdechnąć zupełnie. Z wodą chlupiącą w butach dopchnąłem motocykl do stacji benzynowej która szczęśliwie była niedaleko. Postawiłem motocykl pod dachem stacji i wziąłem się za oględziny. Na pierwszym miejscu postawiłem zapłon, myślałem że woda zalała przerywacz. Spod dekla wylało się jej całkiem sporo lecz osuszenie elementu nic nie dało. Przy kolejnym kroku demontażu zobaczyłem odkręconą nakrętkę gaźnika. Poluzowała się od wibracji i woda wlała się do niego od góry. Gaźnik rozebrałem by pozbyć się zawartości, przewietrzyłem porządnie komorę korbową. Strzał i maszyna chodzi. W międzyczasie przyjechała na stacje ekipa lokalnej hołoty, dlatego jak najszybciej spakowałem graty i odjechałem bo zaczynali robić sceny. W pośpiechu zapomniałem o rozmieszaniu oleju w świeżo zatankowanej benzynie i odjazd był problematyczny i powolny. 200 metrów dalej kolejne spuszczanie paliwa z gaźnika i tym razem silnik pracował prawidłowo.
W dalszej podróży dokuczały mi już tylko chwilowe niewiadomego pochodzenia niedomagania silnik. Np przerywanie i dziwne dźwięki na wysokich obrotach, które znikały po wyłączeniu świateł. Deszcz i wichura przez całą drogę również jej nie uprzyjemniały.
Wrażenia po tej podróży mam mieszane. Z jednej strony ciesze się że w końcu zrealizowałem plan jednak z drugiej widzę że aby osiągnąć względną satysfakcję muszę popracować nad tym motocyklem. Pierwsze sprawa to myk ze zmianą przełożeń, który wykoncypował Andi. W dwie osoby i z bagażem rozpędzanie się to droga przez mękę. Trójkę musiałem rozkręcać do oporu aby na czwórce jeszcze zwiększać prędkość. Ponadto każda górka to spadek prędkości i konieczna redukcja. To już oczywiście nie zależy od przełożeń bo tak czy siak dla czwartego biegu wynosi ono tyle samo. Po prostu mocy jest za mało. Co za tym idzie spalanie wyszło bardzo duże. Około 5 litrów na setkę. Wynika ono z tego że przy prędkości około 75km/h motocykl często nie chciał więcej przyspieszać mimo dalszego otwierania przepustnicy. Zdarzało się że jechałem z gazem otwartym bardziej niż to konieczne dla utrzymania prędkości a niewystarczające do przyspieszania.
Kolejne denerwujące zjawisko to ślizgające się sprzęgło. W czasie jazdy z prędkością zbliżoną do 80km/h sprzęgło nagle puszczało. Nie było to stałe zjawisko. Występowało co jakiś czas kompletnie nie wiem dlaczego. Czy może obciążenie motocykla było za duże i wyszło szydło z worka że sprzęgło jest za słabe? Dzisiaj dobrałem się do niego i niestety korek się przypalił. Nie zwęglił się całkowicie ale wierzchnia warstwa jest czarna. Swoją drogą umie mi ktoś powiedzieć jak prawidłowo dokręcić nakrętkę trzymającą docisk sprzęgła? Ta nacinana z zabezpieczeniem. Wystarczy lekko czy lepiej mocno? Otwór na zawleczkę pokazuje się już przy lekkim dokręceniu ale po dwóch kolejnych obrotach nadal zabezpiecza nakrętkę. Pytanie brzmi czy dokręcać te dwa obroty czy nie.
Nadal borykam się z niedoborem prądu. Cewka z tico bierze za dużo prądu. Co prawda działa świetnie nawet przy niskim napięciu czego jednak nie można powiedzieć o reszcie odbiorników.
Wczoraj jadąc już samemu bez bagażu płynnie i żwawo rozpędzałem się do 90km/h i silnik zachowuje się dobrze. Wygląda na to że dodatkowe 50-60 kg to już duża różnica.
Cała podróż wyniosła 600km i pochłonęła 30 litrów paliwa. Oto parę zdjęć.

Bynajmniej i przynajmniej to dwa słowa o kompletnie różnym znaczeniu. Nie używa się ich zamiennie!!!!!!!!!