Od wczoraj jestem mega szczęśliwą posiadaczką WSKi GIL z 1979, która dołączyła w garażu do mojego fazera i XJ-oty męża. Pierwszym pomysłem było kupienie WSKi w wersji puzzli przestrzennych do samodzielnego montażu, jednak rozsądek wygrał z ambicjami (garaż bez poważniejszego zaplecza naprawczego i wiedza jeszcze zbyt mała mogłyby sprawić, że wyjechałabym nią dopiero za jakieś sto lat) i tak powstał pomysł by zakupić okaz już złożony, z papierami i na chodzie... Jak pomyślałam, tak zrobiłam, wiec znalazłam motóra, dogadałam się co do odbioru i w drogę... Gdzieś po głowie chodził pomysł, by wracać na kołach (ok. 150km), ale wiadomo, że przyczepa mysi być... Okazało się jednak, że niekoniecznie... Niedziela rano, wszystko gotowe, a tu przyczepka którą mieliśmy wypożyczyć nie ma świateł stopu, czyli lipa... I co? No przecież nie będziemy marnować czasu na szukanie innej... Przygoda musi być - wracam WSKą, a jak się zepsuje na poważnie, to wtedy będziemy się martwić... Dzięki tej decyzji wróciłam do samego domu na kołach i dzięki temu pierwsze nawinięte 150km z prędkością głównie 80/h mam za sobą... Oczywiście nie obyło się bez naprawy, ale WSKi po to są, żeby było ciekawiej

Wiem, że nie jest oryginałem i jeszcze trooooochę pracy w nią włożyć trzeba, ale to nie będzie mi przeszkadzało w tym, by zabrać ją na przejażdżkę i czerpać z tego przyjemność... Poza tym już teraz na rajdy motocykli zabytkowych będę mogła wjechać odpowiednim motocyklem, a nie fazerem po "znajomości"...
Jestem teraz pewna, że zasypię Was pytaniami o różne dziwne rzeczy, jednak oczywiście najpierw bez szukania wśród już założonych wątków się nie obejdzie...
juuuupiiiii mam WSKę
