Po rozeznaniu i stwierdzeniu że fajnie by było olałem sprawę i zająłem się dalej życiem. Jakoś po godzinie przyszedł ojciec, a ja w sumie wiedziałem że nie będzie mu się chciało ani po to jechać ani tego oglądać ale spróbowałem. W międzyczasie patrzę na skrzynkę, a tu pare dodatkowych zdjęć i numer do typa (wcześniej nie podał go na aukcji) aktualnie ok 100zł, minimalna nie przekroczona, kup teraz 600zł. Ładuje zdjęcia, pokazuje ojcu o co chodzi tłumaczę i otrzymuje zezwolenie na lądowanie, nie ma problemu możemy jechać... Tylko jak teraz zrobić... Jest wart te 600zł, dzwonić i klepać go za 500 ? Czy czekać do końca... Odświeżam stronę - 152zł w ciągu 3 minut. Ojciec mówi to jak wiesz, że tyle wart jest to klikaj kup teraz i się nie zastanawiaj bo zaraz będzie po sprawie. Tak też robię, 5 minut po godzinie 19 staje się "prawie" właścicielem kobuza. Schodzę na dół, nastawiam wode na herbatę - dzwoni telefon. Ojciec odbiera, przekazuje słuchawkę "Pan od kobuza..." - myślę sobie, pewnie zrobi mi dym, że bez oglądania, że ktoś już jechał albo zarezerwował. Biorę słuchawkę i podejmuje rozmowę, po drugiej stronie młodszy koleś może koło 20stki, pyta czy kupiłem maszynę świadomie bez oglądania itd, ja mówię że tak, bo jestem zdecydowany że ją wezmę i pytam czy jest jakiś problem. Odpowiada, że nie ma żadnego i że nie trzeba zaliczki wpłacaćSzczepan Wsk
2012-06-01 15:57:52
***zajeb*** kobuz obok bydgoszczy stoi
2012-06-01 16:06:11
http://allegro.pl/kobuz-175-i2384171191.html Poleć znajomym
2012-06-01 16:06:18
gdyby nie sport to bym go chyba zawinął

Dziś rano dochodzą mnie słuchy, że o świcie był już telefon jak z kobuzem, czy po niego wpadam i o której. Ojciec zarządził przyjazd koło godziny 18, także jest fajnie. Pofrezowałem obudowy zgodnie z obietnicą w zamian za transport przeczekałem i po obiedzie ruszyłem do warsztatu po narzędzia, folie, jakieś szmaty itd. Szybka kontrola auta - olej, woda w chłodnicy, zapas, klucz do kół, lewarek itd. Fajn, no to ruszamy. Mieścina podana na aukcji to Świekatowo - do przejechania ok 76km, średnio ale podejmujemy wyzwanie. Jakoś w 2/3 drogi pogoda zaczęła dawać dupy i stopniowo robiło się coraz gorzej, tak że na ok 10-15km przed celem ulewa była już pełnej okazałości...
Twardo brniemy dalej, pióra za 9zł ze stacji z trudem zbierają wodę z szyby ale nic. W końcu, po stwierdzeniu że jesteśmy na jakiś zadupiach odpalamy nawigacje, która już w zasadzie była w stanie agonalnym więc oszczędzaliśmy baterie. Dojeżdżamy do Świekatowa po pewnych trudach, dzwonimy pochwalić się wynikiem i o dodatkowe wskazówki. Okazuje się, że to nie jest w tej mieścinie tylko gdzieś tam pare km za nią jeszcze. Dojechaliśmy do skrzyżowania jakiegoś, i czekaliśmy na faceta. Podjechał po nas furą i gonimy w stronę kobuza. Obstawiam gdzieś koło 5-6km, w końcu docieramy na podwórze, z otwartych drzwi stodoły widać już dupę kobuza. Ziom wyciąga go, zaczęła się gadka na temat stanu malowania itd. Oględzin nie było żadnych praktycznie, nie było sensu, nie chciałem się stresować w razie czego, i tak wyjścia nie było bo już aukcja zakończona. Wnioski - wygląda ładnie, niestety już był malowany. Silnik wydaje się kręcić aż za lekko... Trudno. W międzyczasie podejmujemy rozmowę z jego matką (?), jakąś w średnim wieku kobietą, która podważyła zdanie gościa, który zapewniał że maszyna stoi nieodpalana już od zimy tym, że dzisiaj ktoś próbował ją odpalać. No ale nie ma znaczenia już, coś się nie zgadali chyba. Pakujemy do fury, odkręcamy wydech i koło, spisujemy umowę, płacimy 600zł dzida na chatę. W międzyczasie zauważam po zdjęciu kolanka niepokojące rysy na tłoku przez kanał ssący... Eh. Jedziemy do domu, z trudem przypominamy sobie jak jechaliśmy, zadupie totalne, pełno krzyżówek, wszystko kręte, wąskie. W międzyczasie kontrola wueski bo coś zastukało, dociągamy klapę niżej, podwiązujemy i jedziemy dalej.
Próbując wysłać fotę do Arnoldów zauważam, że zasieg w tej dziurze jest zerowy. W tym momencie kończy się gaz i trzeba przejść na benzynę, której też nie ma zbyt wiele. Trudno, mogliśmy zatankować - zapomnieliśmy. Jedziemy... Pogoda się zdecydowanie poprawiła, wyszło słońce, jest około godziny 20. Ojciec wyczuł lekkie przygaszenie, toteż wytłumaczyłem mu co o tym myślę, ale już nie ma wyjścia - kupiłem. Pocieszając się tym, że nie straciłem dużo jedziemy do domu. Po drodzę zatankować gaz i dzida. Wróciliśmy po godzinie 21, toteż strzeliłem fotos jak to wyglądało od tyłu.
Po wyjęciu z bomby zapodaliśmy koło, poskręcaliśmy wszystko jak było oprócz wydechu. Sprawdzam kompresję ręką... Nie ma chyba. Idę do dudka, któremu przydałby się już szlif i... Jest zdecydowanie ciężej, czuć to jednak. Trudno. W domu dopiero obczaiłem zgrubsza całość - chromy ładne, do przepolerowania. Koła proste, opony ujdą, piasta przednia zarysowana przez ślimak, tylna wygląda dobrze. Błotniki proste, nigdzie nie uszkodzone, odmalowane średnio. Zawieszenie przód wygląda dobrze, jest sztywne, osłony odmalowane, lampa przednia też, odbłyśnik, szkło wszystko ładne. Licznik cały, przebieg jak na fotach. Zbiornik ładny, mocowanie całe, w jednym miejscu lekki wgniocik do zaszpachlowania. Boczki ładne, jeden nieco czymś opukany, widoczne tylko pod światło. Filtr wszystko jest, spód siedzenia niemal idealny, bolec jużprzyspawywany ale jest ok. Pokrowiec ideał. Całość jest sztywna, zawieszenia trochę piszczą, ogółem jest do ogarnięcia. Oprócz kierunkowskazów i chlapaczy nie zauważyłem innych braków - ewentualne proszę zgłaszać.
Sumując uważam, że opłacało się. Motocykl nie sprawia wrażenia zniszczonego i zajechanego. Jest przynajmneij wg mnie fajną bazą do jakiejś restauracji i ewentualnej rejestracji, której się będę próbował podjąć mimo braku żadnego kwitu oprócz umowy.
Przebyliśmy po niego ok 160-170km w obie strony, akcja zajęła nam ok 4.5 godziny, kosztowała ok 650zł łącznie z zakupem maszyny. Jeszcze pare średnich fotek strzelonych przed zamknięciem w garażu: